No.
2, April 2005
THE QUEEN JADWIGA RESEARCH INSTITUTE OF
UNDERSTANDING – odczytywanie
znakow św. Jadwigi Królowej
Dr. Zbigniew Les
Dlaczego
prowadzenie badań naukowych w instytucji polskiego pochodzenia jest
tak bardzo istotne? Wydaje się, że istnieją pewne
środowiska nieprzychylne Polsce które za wszelką cenę
chcą pokazać, że Polacy (Katolicy) to naród ludzi zdolnych
tylko do wykonywania najprostszych prymitywnych prac fizycznych.
Jeżeli już jakaś praca powyżej tej kategorii to musimy
mieć ‘superwajzera’. Pracując w Polsce w czasach komunistycznego
zaboru bardzo często można się było z tym problemem
zetknąć. Prócz embarga ze strony zachodniej mieliśmy swego
rodzaju ‘zakaz’ wewnętrzny. Tuż po przyjęciu do pracy na
uniwersytecie jako młody inżynier zostałem skierowany do pracy
fizycznej, gdyż tak można było określić rodzaj
pracy który miałem wykonywać. Dzięki pojawieniu się
komputerów typu IBM PC udało mi się uniknąć przedziwnej
pracy ‘odcedzania’ węglowego zaczynu. Zdaniem szefa naszego
ośrodka badawczego tego typu experyment miał prowadzić do
epokowego odkrycia. Komputer był czymś nowym i zaskakującym
w tym komunistycznym grajdole. Już na wstępie mojej komputerowej
przygody zacząłem tworzyć system ekspertowy mimo że nie
miałem prawie żadnego dostępu do literatury z tego zakresu.
Kompilator języka C, czy też Prologu nie posiadał żadnego
opisu poszczególnych komend, tak że wszystkie komendy
należało rozszyfrować metodą prób i błędów.
To pochłaniało ogromną ilość czasu i było
bardzo wyczerpujące. Pierwszy system expertowy, który wzbudził
zachwyt mojego szefa, tak że miałem go prezentować na
konferencji w Pradze musiał niestety podzielić los wielu innych
osiągnięć myśli polskich naukowców. Szef katedry
niejaki prof. K. który jednocześnie zajmował wysokie pozycje w
ówczesnym aparacie partyjnym zdecydował inaczej. Niestety nie
należałem do kategorii tych, którym dane było prowadzić
badania naukowe. Tuż po niefortunnym głosowaniu na zebraniu
zakładowej ‘Solidarności’ zostałem ‘awansowany’ to znaczy z
piątego piętra przeniesiono mnie na trzynaste, co też
stało się przyczyną żartów ‘że przecież
jednak idę w górę’. To postkomunisci. Głosowanie
przeprowadzono w celu wyłonienia kandydata na rektora. Byłem
zdziwiony dlaczego o tym zebraniu dowiedziałem się tak
póżno, a nazwisko kandydata poznałem już w czasie procedury
głosowania. To był ogromny szok – nasza ‘Solidarnośc’
wysunęła jako kandydata owego profesora K. Jeszce bardziej
szokujący był rezultat głosowania. Po pierwszym
głosowaniu był tylko jeden głos przeciw (mój) – wszyscy
pozostali byli za. Dzięki mnie kandydatura komunisty nie przeszła
jednakże niebawem zostałem wezwany do szefa od którego
dowiedziałem się o owym niespodziewanym ‘awansie’. Pragnę
zaznaczyć, że był to już okres rządów
‘okragłostołowych’. W tym czasie rozpocząlem pracę nad
systemem expertowym implementowanym w Prologu. Oczywiście ta praca
też nie wzbudziła żadnego zainteresowania tak że
mogłem ją prowadzić tylko jako rodzaj ‘prywatnego’
przedsięwzięcia. Udało się jednak nawiązać
kontakt z AGH tak, że praca ta została opublikowana i dzięki
niej udało mi się otworzyć przewód doktorski. Jednakże
o tym że mam otworzony przewód doktorski dowiedziałem się
będąc już w Australii. W tym też czasie będąc
w Wiedniu dowiedzieliśmy się w przypadkowo napotkanej Ambasadzie
Australiijskiej iż Australiia potrzebuje profesjonalistów i że w
Warszawie możemy otrzymać wszystke potrzebne informacje
związane z tym ‘profesjonalnym’ kanałem. Nie czas tutaj na
opisywanie koszmaru owej Australiijskiej ‘pułapki’ emigracyjnej. Co
było jednak zastanawiające to swoista psychoza sukcesu, i to nie
tylko na uniwersytecie. Otóż prawdopodobnie celowo deprecjonowano
każde nasze osiągnięcie rozpętując
‘gorączkę’ wyjazdu z kraju. Każdy ktokolwiek wyjechał
stawał się swego rodzaju idolem. Ci którzy zostawali to tak zwani
‘nieprzedsiębiorczy’ albo zwyczajne ciamajdy. Zastanawiający
był również fakt, że w Ambasadzie Australiijskiej w
Warszawie nie otrzymaliśmy prawie żadnych informacji na temat
życia i pracy w Australli. Gdyśmy się ocknęli niestety
było już za pózno. Mając wizę i straconą
dużą część naszych oszczędności na
przedziwne formalności związane z przygotowaniem sobie ‘losu
zesłańca’ trudno było zrezygnować z wyjazdu. Z drugiej
strony nawet w najczarniejszym śnie trudno było wyśnić
koszmar naszego dobrowolnego zesłania. Po przyjezdzie pozbawieni
prawie wszystkiego zostaliśmy wysłani na ‘resocjalizacyjny’ kurs
angielskiego. I tak ponoć mieliśmy szczęście gdyż
trafiliśmy na kurs prowadzony na uniwersytecie. Kurs ‘indoktrynacji
paranijakiej’ prowadzony był przez panie nie kryjące swej
miłości do komunistycznego reżimu. Dużą
część zajęć stanowiły dyskusje. Wydaje
się że tematy były celowo tak dobierane aby powoli
przyzwyczaić nas do myślenia kategoriami systemu o którym
chcieliśmy zapomnieć. Poza tym wyciągano od nas najbardziej
intymne sprawy i to nie tylko rodzinne. Te informacje wykorzystywane byly w
celu ‘ułatwienia’ nam ‘dobrego startu’ w Australiii. Dziwnym faktem
byla obecność starszego pana z dobrze znanej ponadnarodowej
organizacji, który pracując społecznie zajmowal się kontrolą
tego osławionego kursu. Znalezliśmy się więc znowu
wśród ‘swoich’, tylko że teraz wyizolowani, z dala od rodzin i
przyjaciół i skazani na powolne unicestwienie. Teraz
zrozumieliśmy siłę internacjonalistycznej komunistycznej
machiny. Wynajęte mieszkanie w Australiii, gdzie notorycznie
byliśmy pozbawieni snu przez komunistów z któregoś z
południowych krajów stawało się swego rodzaju
więzieniem. Owi goście bez żadnego wykształcenia, nie
pracujący i wcale nie zainteresowani jakąkolwiek pracą
większość czasu spędzali zajęci piciem piwa i oglądaniem
sportowych imprez. Stali sie oni dla nas oprawcami nie gorszymi od katów
ubeckich więzień. Czlonkowie Polonii z którą się wtedy
stykaliśmy byli zachwyceni tym Australiijsko komunistycznym tworem.
Nie mogliśmy więc liczyć na żadną pomoc. Ci ludzie
w większości nie znali nic poza ciężką
harówką i gromadzeniem wielu nieprzydatnych przecież przedmiotów.
Trudno się więc dziwić że takim szokiem dla
większości z nich są nie tylko cele the Queen Jadwiga
Foundation ale również sens jej istnienia. Zetknięcie z
uniwersytetem Australiijskim było również ogromnym szokiem.
Przecież na naszych uniwersytetach, poza grupą nielicznych
karierowiczów, nie było tylu zwolenników ideollogii marksistowskiej.
Bedąc w Polsce tyle nasłuchalismy się o wolności na
‘zachodnich’ uniwersytetach. Jak się póżniej dowiedzieliśmy
większość tutejszych uniwersytetów zdominowana jest przez
zwyczajny beton lewacki, feministki i ‘kamienarzy’. Proszę
spojrzeć tylko na wydział filozofii Melbourne uniwersytetu. A
toć to przecież jeden z najlepszych Australiijskich
uniwersytetów. Znowu wśród ‘swoich’, ciarki przechodzą po
plecach. Ileż to razy występując w obronie wyszydzanych
chrześcijańskich wartości i symboli religijnych
doświadczałem swego rodzaju ‘awansu’ znanego mi tak dobrze z
czasów polskiej komuny. Po jednej z takich dyskusji dostałem
dobrą radę - ‘shut up’. To niestety pwtarza się
dość często. A zaraz po przyjeżdzie jeden z tutejszych
‘profesorów’ wyjasniał nam że my ludzie z bloku wschodniego
jesteśmy ... bezkrytyczni. Przecież Australiia dalej pozostaje
częścią bloku wschodniego i związki te zdają
się coraz barziej zacieśniać. Na Melbourne uniwersytecie
odzyskiwałem zrabowany mi tytuł naukowy. Na każdym kroku
starano się dowieść jaka ogromna przepaść jest
między naszymi europejskimi uniwersytetami a owym dziwnym
australiijskim tworem o nazwie uniwersytetu. Wykładów prawie nie
było, wiele zajęć fikcyjnych. Resztę można
przeczytać na stronie internetowej dr. L. Kitchen w artykule
dotyczącym sytuacji na Melbourne University. Tak, tylko on jest
wykladowcą i jemu płacą za taką hohsztaplerkę, nas
zmusza się do ponoszenia opłaty za taką
‘błazenadę’. Temat mojej pracy magisterskiej, musiałem
zdawać ponadto kilkanaście egzaminów, był wielce
enigmatyczny dla tutejszej elity intelektualnej. Temat brzmiał
‘Aesthetic evaluation based on the image understanding approach’. Niestety wartości estetyczne to
dla większości kadry ‘naukowej’ tegoż uniwesytetu to
coś co wiąże się z metafizyką, a na tym
uniwersytecie metafizyka to coś o czym głośno mówić nie
należy. Samo prowadzenie badań było ustawione w scenerii
surrealnej. Pracę z estetyki robiłem na computer science,
promotorem był doktor z behaviour science a oceniana byla przez
ekspertów z ... wydzialu elektrycznego. Należy dodać iż
zostałem prawie całkowicie wyizolowany w trakcie prowadzenia
badań. Żadne pomieszczenie do prowadzenia badań mi nie
przysługiwało. Pozbawiony byłem niemal dostępu do
komputera, nie mówiąc o takich sprawch jak kompilator oraz inne niezbędne
środki. Praca ta wymagała ogromnej ilosci implementacji programów
niezbędnych do prowadzenia badań. Wszystko to musiałem
wykonać przeznacząjac na to własne środki i czas.
Ponieważ w tym czasie Żona pracowała na pół etatu
więc wszystke ulgi związane z brakiem zatrudnienia zostały
nam zabrane a wynagrodzenie Żony było niemal takie samo jak
zasiłek z ‘socjalu’. Był to czas gdy niemal
głodowaliśmy wstydząc się pokazać w naszych
znoszonych, jeszcze z Polski przywiezionych ubrankach. Najbarziej raniły
dobre rady naszych Polonijnych ‘opiekunów’. ‘No i po co się tak
wysilać’ - i czasem takie że trudno przelać na ‘dysk’. Czy
można im to mieć za złe?. W ich odczuciu zawsze
jesteśmy narodem ‘podludzi’ i tylko oni są w jakiś sposób
wyrożnieni. Tylko czym? Przez kogo to możemy się łatwo
domyślić. Resultaty badań w formie artykułu
wysłałem na konferncję. Opłatę za konferencję
pokryliśmy oczywiście z własnych środków poszcząc
przez kilka tygodni. Na konferencji miła niespodzianka gdyż było
duże zainteresowanie i na mojej prezentacji był obecny prof. Kuni
jeden z pionierów computer graphics. W nagrodę za dobre wyniki
uniemożliwiono mi kontynuowanie badań w kierunku robienia
doktoratu. Mimo iż miałem trzech promotorów, bardzo zaawansowany
stan badań nad estetyczną oceną i bedąc zdecydowany na
prowadzenie badań bez żadnego stypendium to i tak kontynuowanie
owych ‘metafizychnych’ badań w ramach przewodu doktorskiego stało
się niemożliwe. To ponoć prezent od tutejszych
‘kamieniarzy’. Dziwi fakt, że w czasie gdy starałem się o
cokolwiek na uniwersytecie i zgodnie z prawem to mi przysługiwało
natychmiast przepisy zostały zmieniane. To samo jest w czasie
rozwijania działalności the Queen Jadwiga Foundation. Jest to
bardzo wyczerpujące, gdyż najpierw trzeba wypełnić
dużą liczbę różnego rodzaju formulaży i kiedy jest
się pewnym że wszystkie kryteria zostały spełnione,
nagle okazuje się że owe kryteria zostają zmienione. Wkrótce
dano mi do zrozumienia, że wszystkie moje wysiłki związane z
kontynuacją moich badań mogą skończyć się
tym, iż w Australii żadnej pracy nie dostanę. Zaczynaliśmy
być przerażeni. Przecież brak pracy oznacza skazanie na
pewną śmierć. Czyżby wyrok już zapadł? Kto
jest sędzią i w jakim gronie process sie odbył?
Rezygnuję z badań i usiłuję znależć
jakąkolwiek pracę. Dziwi fakt, że mój master degree z Melbourne
uniwersytetu jest w Australii bez znaczenia. Nie mogę dostać
pracy na najniższej pozycji programisty. Po wysłaniu dużej
liczby aplikacji i utracie nadziei na otrzymanie jakiejkolwiek pracy,
udało mi się wreszcie otrzymać pracę programisty w
projekcie z Melbourne uniwersytetu. Projekt (ARC grant) był mi
przedstawiony jako komercyjny projekt budowy oprogramowania. Przez pierwsze
cztery miesiące nie otrzymywałem wynagrodzenia z Melbourne
uniwersytetu. Niejaki dr. C płacił mi pozorując iż
projekt ARC jest częścią jego prywatngo biznesu. Cały
ten okres pracy to jeden wielki koszmar. Po awansie na stanowisko senior
software engineer i ‘donosie’ przez niejakiego kolegę Z. zostałem
odizolowany od grupy i zmuszony do opracowania softwaru w warunkach bardzo
poniżających. Praca ta wymagała ogromnej koncentracji a moje
stanowisko pracy na Melbourne uniwersytecie zostalo ustawione w ...
bibliotece nie tylko pełnej studentów ale również bez żadnej
wentylacji. Oczywiscie oczekiwano wyników na miarę Micro Softa a
wynagrodzenie za pracę było na poziomie sprzątaczki. Praca
polegała na tym że ni to filozof ni to menadżer, ponoć
doktor z philosophy of science przychodził jednego dnia w którym
musiałem wyjasniać mu nie tylko zawiłości techniczne
ale również calą koncepcję owego programu. Następnego
dnia przynosił kartkę na której wypisane były ‘komendy’
które miałem wykonać. Oczywiście cały czas
zastraszając mnie faktem, że i tak po skonczeniu projektu
muszę go podać jako swojego referi. Jednym słowem ubecki
sposób załatwiania człowieka– ‘rób co chcesz a my i tak mamy
cię w łapach’. Podobnie Żona uczestniczyła w projektach
gdzie wymagania stawiane przekraczały możliwości
najgenialszego naukowca. Cały czas w nastawieniu, że aby mieć
przedłużenie kontraktu wszystko musi być wykonane w
ekspresowym tempie. Teraz widzimy że gdyby nie opieka naszej
najukochańszej Patronki św Jadwigi Królowej to prawdopodobnie nie
przetrzymalibyśmy tego okresu. Po tym projekcie zupełnie
straciłem nadzieję na otrzymanie jakiejkolwiek pracy. Ów
pseudo-filozof o lewackich koneksjach był na tyle dobrym referi
że przez długi czas na żadne interwiu nie zostałem
poproszony. W takich to okolicznościach zdecydowałem się na
robienie doktoratu na AGH. Jak zwykle całą pracę
wykonałem w oparciu o własne środki. W nagrodę
musiałem zdawać egzaminy przewidziane w doktorskiej procedurze,
uczestniczyć w publicznej obronie jak również ponieść
koszt przelotu do Krakowa. Przecież robiąc doktorat w Australii
nie zostałbym obarczony tymi wszystkimi dodatkowymi ‘obowiazkami’. Moją
obecność na obronie uważam za jeszcze jeden znak św.
Jadwigi Królowej. Jeszcze przed obroną sytuacja jaką
mieliśmy wydawała się wskazywać na
niemożliwość nie tylkoobecności na obronie ale
również ukończenia pracy badawczej. Prowadząc bardzo nowe i
oryginalne badania w oparciu o własne środki musiałem
posiadać ogromną wiarę i niespożyte siły
pozwalające na kontynuację tego typu wyzwania. Żona
pracując pod ogromną presją i szykanowana za osiąganie
bardzo dobrych rezultatów nie była w stanie udzielić mi większego
duchowego wsparcia. Kiedy po kolejnej ‘dopłacie’ do mieszkania i
opłacie kosztów prowadzenia fundacji pozostaliśmy bez grosza,
wyjazd na zaplanowaną obronę stał się niemożliwy.
Również nieporozumienie z AGH nie wróżyło żadnych szans
pomyślnej obrony. Mimo takiej nieprzyjaznej atmosfery
postanowiłem jednak jechać i gdy zacząłem
przygotowywać się do egzaminów, Żona nagle zadzwoniła z
pracy z wiadomoscią o ataku terrorystycznym. Po tym wydarzeniu straciłem
zupełnie nadzieję na wyjazd. Pierwszy egzamin miałem
mieć 3 pażdziernika, tak że czasu pozostawało niewiele.
A jednak w ciągu tego czasu odczuwałem bliskość naszej
najukochańszej Patronki, tak że nawet w takich trudnych chwilach
udało mi się przełamać i wyjechać do Krakowa.
Gdyby nie pomoc św Jadwigi Królowej nigdy bym się nie
zdecydował na ów wyjazd. Po drodze czekała nas konferencja w
Barcelonie. Po konferencji, gdzie mój artykuł wzbudził duże
zainteresowanie jechałem do Krakowa podziękować św.
Jadwidze za możliwość spotkania w Jej ukochanej Katedrze Wawelskiej.
Po wyjściu z katedry wiedziałem że obrona to tylko
formalność. Czyżby miało to mieć jakieś
wieksze znaczenie? Wszak pracę nad systemem rozumienia ksztaltów
(shape understanding system) rozpocząłem w roku 1997, a więc
w roku kiedy św. Jadwiga została kanonizowana. Przez cały
czas pobytu w Polsce mieliśmy piękną jesienną
pogodę a pożegnanie z Wawelem było bardzo wzruszającym
przeżyciem. Wracaliśmy do Australii czując, że św.
Jadwiga pozostaje z nami. W Australii niestety kolejne niepomyślne
wypadki. Żona traci pracę mimo że ma bardzo duże
osiągnięcia. W Barcelonie otrzymuje nagrodę za najlepszy
artykuł. Niestety na Monash Uniwersytecie staje się to powodem do
nie przyznania przedłużenia kontraktu. Kończy się
więc okres szykan na Monash uniwersytecie i zaczyna nowy koszmar -
ACER. Mimo tych trudnych chwil nie rezygnujemy z rozwijania
działalności fundacji co pochłania niemal wszystkie nasze
fundusze. Otoczeni bardzo nieprzyjazną atmosferą przez
członków niektórych polonijnych organizacji, komunistow, feministki,
lewakow, ‘kamieniarzy’ i ... znajdujemy jednak dość sił aby
prowadzić dalszą działalność QJF. Ataki
wciąż się nasilają tak, że Żona często
przychodzi z pracy przygnębiona. Zostaje zmuszana do pracy niemal
fizycznej. Protestujemy w związku ze zmuszaniem przez zarząd
ACER-u do produkowania nierzetelnych wyników, wiedząc że zemsta
ACER-u będzie okrutna. Żona prowadząc samochód zostaje
potrącona na terenie ACERu przez samochód uderzony przez
rozpędzone BMW. Na szczęście nie odniosła
większych obrażeń, jednakże nasz samochód który
wymagał reperacji pracownicy RACV zabierają do kasacji. W zamian
za to dostajemy grosze za które nie możemy kupić nawet dobrego
roweru. Nalezy dodać, że samochód bardzo był nam przydatny w
prowadzeniu działalności QJF. Nasilają się ataki ze
strony Body Corporate i sekretarza Mr. K. Pomaga w tym dziele instytut
hipnozy który jak się wydaje utrzymywany jest ze wspólnych
pieniędzy Body Corporate a służy do wymuszania
patologicznych zachowań przez hipnotyczny ‘rozkaz’ któregoś z
sekretarzy tejże instytucji. Zabierają nam miejsce na parkingu,
grożą ogromnymi kosztami związanymi z przebudową owego
parkingu na ‘ogród Alicji z krainy czarów’. Największym
zagrożeniem jest osobnik mieszkający pod nami (piętro
niżej), nigdzie nie pracujący i zachowujący się
zupełnie nienormalnie. Jego zachowanie pozbawia nas
możliwości wypoczynku tak w dzień jak i w nocy. Dochodzi do
tego, że musimy opuszczać nasze mieszkanie gdyż ów osobnik
uniemożliwia nam przebywanie w nim. Nie możemy nawet
wyjść z mieszkania gdyż zaraz ów osobnik zaczyna się
wlec za nami. Zaczynamy byc przerażeni gdyż jego zachowanie
wskazuje, że jest to prawdopodobnie jakiś psychopata a jego
agresywna postawa zaczyna odbierać nam resztki poczucia bezpieczeństwa.
Dodatkowo Mr. K podsyła różnego rodzaju instalatorów tak iż
w mieszkaniu słychać odgłosy wiercenia, stukania lub
też nieludzkie odgłosy wydawane przez owego osobnika
mieszkającego pod nami. Zostajemy zaatakowani w Tarcutta przez uderzenie
glinianą kulą w przednią szybę samochodu. Cudem unikamy
wypadku. Żona zostaje zaatakowana na autostradzie poprzez kobietę
która nagle bardzo niespodziewanie wjeżdża na jej pas.
Zostaję zaatakowany na ulicy w naszej dzielnicy poprzez osobnika który
typem gracza futbolowego uderza mnie całym ciałem tak że
upadam do tyłu. Tylko cudem uniknąłem poważnego
wypadku. Żona zostaje pozbawiona pracy w ACER na podstawie sfingowanej
nieprawdziwej oceny. Zostajemy zaatakowani w mieszkaniu. Tego już nie
możemy wytrzymać i decydujemy się wyjechać. Przez ten
czas nikt z tutejszej Poloni nie wsparł nas nawet dobrym słowem.
Zdajemy sobie sprawę że dżwiganie krzyża
św.Jadwigi jest ogromnie trudnym zadaniem ale liczylismy przynajmniej
na wsparcie ludzi zwiaząnych z naszą parafią. Taka postawa
najbarziej rani. Próbując wymazać pamięć o św.
Jadwidze pozbawiają się odniesienia do jednej z największch
polskiej Postaci. Historia Polski nie zaczyna się na powstaniu
Kościuszkowskim i frontach drugiej wojny swiatowej. Należy
zauważyc że podczas wyboru naszego hymnu narodowego wybrano
jednoglośnie hymn w którym niema żadnego odniesienia do Boga. Czy
możemy się dziwić że dziś Europa idzie w nasze
ślady usuwając Boga z zapisu do Konstytucji. Wszak byliśmy
pierwsi przez to odcinanie się od tradycji i od Boga. Jakich jeszcze
znaków potrzeba naszemu narodowi którego ‘Mazurek’ stał się
przykładem dla innych krajów w odcinaniu się od tradycji i Boga.
Naród polski bez św. Jadwigi Królowej która spina dwie najlepsze nasze
epoki Piastowską i Jagiellońską to naród bez
przyszlości. Na rezultat kolejnych rozbiorów nie trzeba długo
będzie czekać. Dlatego też zrozumieliśmy znak św.
Jadwigi. Nie czas bylo wracać. Aby lepiej zrozumieć nasze
położenie Polaków Katolików nie tylko w Australii należy
sięgnąc do ostaniej książki Papieża Jana
Pawła II, w której jako żródło zła wskazuje On komunizm
i wspólczesny liberalizm. W Australii, gdzie od dawna u wladzy utrzymuje
się ALP będąca swoistego rodzaju amalgamatem komunizmu i
liberalizmu a więc rzeczywistego zródła zła, trudno sie
dziwić że prześladowanie Katolików coraz bardziej się
nasila. Być może swoisty ideologiczny kamuflaż owego tworu i
ogromne korzyści jakie przyznawane są dla wyznawców tego typu
ideologii, jak również eliminacja ‘nieprawomyślnych’ pozwala na
sankcjonowanie zła przez niektóre ‘parakatolickie’ organizacje. Czy
członek organizacji która tak bardzo odwołuje się do
marksizmu może jednoczesnie być dobrym katolikiem i
przystepować do komuni św? Czas odpowiedzieć jednoznacznie
na to tak ważne dla nas Katolików pytanie zanim potworna demoralizacja
zniweczy ogromną pracę naszego największego Rodaka Jana
Pawła II.
|